Friday, October 26, 2012

jak przetrwać w brukseli

  Jestem w Brukseli dopiero miesiąc z kawałkiem i jestem trochę zdziwiona tutejszą sytuacją - może dlatego, że nigdy nie mieszkałam za granicą (i tak po prostu jest). Załatwienie czegokolwiek jest powiedzmy sobie szczerze: ciężkie. Po pierwsze szukając mieszkania miej cierpliwość. Oglądaliśmy bardzo różne - od pięknych po totalny syf. No, ale tak to bywa. Jednak znaleźliśmy takie, które nas zauroczyło. Sprawa ciągnęła się ponad dwa tygodnie (ogólnie mieszkania szukaliśmy od półtora miesiąca), bo albo nie można było skontaktować się z właścicielem albo agent nieruchomości był zakręcony, itd. W końcu mieszkanie już jest.
  Sprawa ubezpieczenia mieszkania też jest dziwna. Bo albo musisz mieć konto w banku, w którym są takie ubezpieczenia (na cholerę nam kolejne konto i to jeszcze płatne) albo.. No właśnie i tutaj lekkie zaskoczenie. Dzwoniąc do firm ubezpieczeniowych albo do banków okazuje się, że tu w Brukseli - tak kosmopolitycznym mieście, stolicy Unii Europejskiej - ciężko dogadać się po angielsku. Dobrze, mój nie jest najmocniejszy, ale staram się mówić. Natomiast pracownicy banków odsyłają mnie do "kolegów", przełączają (muszę wysłuchiwać tych wszystkich "relaksujących" muzyczek i kontrolować minuty rozmowy - bo przecież mam kartę, a nie abonament) albo proszą o telefon i  słyszę "dziś na pewno ktoś kompetentny oddzwoni". Po czym ani "dziś" ani jutro ani pojutrze nie oddzwania. W końcu udało nam się załatwić ubezpieczenie przez internet.
Z rozmów z tymi, którzy już są tu dłużej, dowiaduje się też, że aby w ogóle założyć konto trzeba najpierw umówić się na spotkanie, a cała procedura może potrwać dwa tygodnie.
  Kolejna sprawa to ubezpieczenie zdrowotne - chciałam załatwić takie prywatne, żeby być już spokojna o przyszłość. Cenowo przystępnie, więc postanowiłam napisać maila do jednej z firm. No i zaczęło się. Ponad dwa tygodnie korespondencji, po czym i tak okazało się, że muszę mieć dokumenty z polskiego NFZ (które i tak miałam załatwiać, no, ale jak załatwiać jak nie masz adresu, gdzie może przyjść korespondencja). 
   Uprzedzana przez osoby już tu mieszkające uzbrajam się w ZEN, bo co innego pozostało. I myślę, że mimo wszystko w Polsce aż tak źle nie jest. Choć pewnie cudzoziemcy borykają się tam tak jak my tu.

No comments:

Post a Comment