Saturday, September 29, 2012

slow motion


Pierwsze obserwacje: tu się nie spieszy. Ciężko jest przestawić się z trybu "w pędzie" na tryb "zen". Czy się uda? Zobaczymy. I zastanawiam się czy tylko już w Polsce jest takie tempo.
Spacerujemy więcej niż dotąd, a weekendy chłonę jak nigdy (bo przecież wcześniej było ich jak na lekarstwo). Pewnie, że tęsknię i coraz bardziej wierzę w powiedzenie "starych drzew się nie przesadza" ;). 
Odwiedziliśmy polski sklep - dobrze, że na niego wpadliśmy, bo jakby nam się zachciało żurku czy innej ćwikły to wiemy gdzie iść. Na półce sklepowej znalazłam książkę Patti Smith  z Wydawnictwa Czarne (yay). Dziś w tak słoneczny dzień po prostu kupiliśmy po butelce piwa i odwiedziliśmy Królewskie Muzeum Militariów i Park  Cinquantenaire. Piwo wypiliśmy na parkowej ławce obserwując zabawy psów i ludzi. Na ulicach mijamy co chwila obcokrajowców, a wizyta w irlandzkim pubie zaowocowała w kilka rad od "tutejszych" oraz odkrycie Celtic Cider (om nom nom). 

Friday, September 28, 2012

truffles



To jedne z najbardziej pożądanych i najdroższych grzybów na świecie. Znane w kuchni od tysięcy lat, a teraz główną kopalnią dań z truflami są Włochy i Francja. Można je znaleźć też w innych zakątkach naszego globu. Smakoszami trufli są między innymi dziki. Zwierzętami, które na nie „polują” są specjalnie wyszkolone świnie i psy. Jedyną uznawaną psią rasą, która tropi trufle jest lagotto romagnolo. Ale tak naprawdę po wyszkoleniu każdy z psów może stać się truflowym tropicielem.
Jedną z przystępnych cenowo trufli jakie widziałam podczas podróży po Toskanii była czarna trufla w liczbie jeden i kosztowała 20 euro. Najbardziej kuszącą i mniej spotykaną jest biała trufla, ale jej cena jest naprawdę wysoka.
Mieliśmy okazje jeść  proste i przepyszne makarony z prawdziwymi truflami w rejonie Chianti. Moje pierwsze zetknięcie się z tym grzybem to były ravioli z ricottą i truflami. I mówię Wam: jak już spróbujesz to nie ma odwrotu – wpadło się po uszy. 



makaron z truflami i masłem

danie na 2 osoby

jeśli masz prawdziwą truflę to tym lepiej, a jeśli nie to proponuję słoiczek masła truflowego albo sosu truflowego
makaron – pappardelle lub pici (pół paczki, 250 g)
masło (w opcji, gdy nie gotuje się z masłem truflowym)
ser pecorino lub parmezan
sól
pieprz

Gotujemy makaron, a w międzyczasie na patelni podgrzewamy masło z dodatkiem trufli/sosu. Jeżeli mamy masło truflowe to po prostu je roztapiamy – potrzebna jest niewielka ilość – zarówno sosu jak i masła i trufli tak samo, bo są to bardzo aromatyczne składniki.
Odcedzamy makaron i mieszamy z masłem truflowym (najlepiej jeszcze na patelni, ale może też być w garnku), posypujemy serem i świeżym pieprzem. I to wszystko. Możemy też oczywiście dodać np. kurczaka. Ale sam makaron z truflami to niebo w gębie ;).

Thursday, September 27, 2012

let's take a bath



Rozmowa z przyjaciółką natchnęła mnie do dzisiejszego wpisu. Od jakiegoś czasu skrupulatnie zbieram zdjęcia wnętrz, które posłużą do inspiracji dla przyszłego mieszkania, a w tym do łazienki. Marzy mi się taka z oknem - no, ale wiadomo wszystkiego mieć nie można. Cel to generalnie biel i drewno - takie połączenie skandynawskiej surowości z cieplejszymi klimatami w stylu vintage (wiem, to "modne", ale mi odpowiada). Drewno może być w dodatkach - niekoniecznie w większej formie. Poniżej kilka uzbieranych propozycji. A jak jest u Was z tą wymarzoną łazienką? 


  



Wednesday, September 26, 2012

pasta with chicory and green pesto and Patti Smith




Cykoria – narodowa roślina Belgów. Będąc szczerą to za bardzo za nią nie przepadałam. Ale.. wczorajsze zakupy natchnęły do jej nabycia.  I co wykombinowałam? Połączenie włoszczyzny z belgijszczyzną ;). Podczas gotowania i zdjęć towarzyszyła mi niezastąpiona Patti Smith.


  
makaron z cykorią i zielonym pesto

danie na 2 osoby

1 cykoria
zielone pesto (najlepiej zrobione domowym sposobem, ale jak nie ma to zawsze może być słoiczek – użyłam 145 g, czyli połowę słoiczka)
pół opakowania makaronu ( użyłam riccioli di sfoglia – ale najodpowiedniejszym byłby pizzoccheri)
30-40 g masła
1 duży ząbek czosnku
sok z cytryny
sól
pieprz

Podczas gotowania osolonej wody na makaron siekamy cykorię (na większe kawałki), wrzucamy do rondelka z roztopionym masłem i ząbkiem czosnku (cykoria lubi masło). Makaron gotujemy do 14 minut (al dente) – oczywiście zależy od rodzaju makaronu. Cykorię podsmażamy tak, aby była chrupka i dodajemy odrobinę soku z cytryny. Ugotowany makaron wykładamy na talerz, tak samo cykorię i pesto. Ścieramy trochę sera (najlepiej pecorino) i posypujemy świeżym pieprzem. Połączenie składników może jest dziwne – ale mi smakowało. Voila!




Tuesday, September 25, 2012

wine & the owl



Nie będę ukrywać, że do tej butelki wina przyciągnęła mnie etykietka. Jest na niej sowa (jeden z moich ulubionych motywów), no i ciekawość – bo z francuskimi winami nie miałam dużo do czynienia, a  z tymi z Langwedocji to już w ogóle. Nie będę też udawać, że znam się na winie, choć jest to mój ulubiony trunek i naprawdę lubię rozkoszować się jego smakiem. “Mythique Languedocma w sobie nutę czarnej porzeczki (i kolor), posmak pieprzu i jest naprawdę przyjemne. Jest mieszanką trzech szczepów: syrah, grenache i carignan. Jak przeczytałam to jedno z win, które charakteryzuje ten południowo - wschodni rejon Francji i jest po prostu jego kwintesencją. Cena też jest przystępna -  5 euro.  Nie widziałam jeszcze “Mythique Languedoc” w Polsce, a może warto by było się za nim rozejrzeć ;). Cin cin!


Monday, September 24, 2012

thai rice for cold days


Tutejsza pogoda też się popsuła, więc mam propozycję na rozgrzewające i aromatyczne danie na takie właśnie dni. Na pewno robiliście podobne nie raz, ale pozwolę sobie podzielić się tym, co zrobiliśmy (i robimy raz na jakiś czas w różnych wariacjach). Teraz gotujemy w trochę w ograniczonych warunkach kuchennych ;).



tajski ryż z kurczakiem, warzywami i żółtą pastą curry

danie na 2 osoby

1 torebka ryżu jaśminowego (lub basmati)
1 pierś z kurczaka
2 łyżki stołowe żółtej pasty curry (wg uznania, do rozrobienia z mleczkiem kokosowym)
ok. 125 g groszku cukrowego
1 niewielka cukinia
1 cebula (może też być czerwona)
1 żółta papryka
2 ząbki czosnku
kilka plasterków imbiru
200 ml mleczka kokosowego (tutaj dodajemy wg uznania, może być też więcej)
sól 
oliwa/olej


Cebulę kroimy i podsmażamy na oliwie/oleju tak, żeby się zeszkliła (najlepiej w głębokiej patelni lub w rondlu) W międzyczasie kroimy cukinię, paprykę, myjemy groszek, kroimy kilka plasterków świeżego imbiru w drobną kostkę. Do cebuli dodajemy warzywa z imbirem, po kilku minutach doprawiamy solą (według uznania). Na drugiej patelni podsmażamy posiekany czosnek i dodajemy mięso z kurczaka. Do warzyw dodajemy rozrobioną pastę curry z mleczkiem kokosowym oraz lekko podsmażonego kurczaka - pozwalamy, żeby sos trochę odparował. Trzeba uważać, żeby warzywa się nie rozgotowały (smaczniejsze są chrupkie). W międzyczasie gotujemy ryż (zwykle jest to czas 12-15 minut od zagotowania wody). Tym razem przesadziliśmy z ryżem i ugotowaliśmy 2 torebki (!), ale przecież nic się nie zmarnuje.
Do udekorowania możemy dodać tajską bazylię (my takiej nie mieliśmy, więc dodaliśmy zwykłą ;)) lub świeżą kolendrę. A w wersji wege kurczaka można zastąpić np. tofu. 
Bon appétit!


Sunday, September 23, 2012

walk

Zrobiliśmy jakieś 8 kilometrów - pierwszy dłuższy spacer po Brukseli. Standardowo zaczęliśmy od Cathédrale des saints Michel et Gudule i Galeries Royales de Saint-Hubert (dziewiętnastowieczna galeria handlowa). Potem Grande Place, gdzie powoli kończył się targ kwiatowy, a trwał przemarsz dokładnie nie wiem czego, który przechodził również obok Manneken-Pis (czyli sławnego siusiającego chłopca). 
Odwiedziliśmy też reklamowaną w przewodnikach piwiarnię Moeder Lambic przy Place Fontainas, którą śmiało możemy polecać. Nie jestem piwoszem, ale zamówiony na chybił-trafił valeir blond było celnym strzałem. Piotr zamówił lambic cantillon, które jest NAPRAWDĘ kwaśne i, jak dla mnie, nie do częstego picia. No i poszliśmy piechotką na osławione frytki do Maison Antoine, które są po prostu pyszne. Mijaliśmy budynek Parlamentu Europejskiego, gdzie w pobliżu jest uroczy Park Leopolda. A po frytkach, też piechotą, do hotelu. Przy okazji zachwycając się kamienicami, w których jednak nie będziemy mieszkać (no cóż, nie można mieć wszystkiego). Konkluzja jest taka, że Bruksela to miasto "do życia". Choć nie ukrywam, że bardzo tęsknie za Warszawą (która, tak, jest czystsza ;))..



























Saturday, September 22, 2012

street fashion



Scott Schuman (twórca www.thesartorialist.com) wydał drugą książkę, a właściwie album ze swoimi zdjęciami. Można tam znaleźć modę z ulic Nowego Jorku, Paryża, Mediolanu, a także Japonii czy Korei. Album można zakupić z okładką w wersji damskiej lub w wersji męskiej.

To przypomniało mi jedną z polskich publikacji, którą mam na półce. A mianowicie "Fashion people" Doroty Wróblewskiej, gdzie blogerzy i pasjonaci mody sfotografowali polskie ulice. W lipcu tego roku wydana została kolejna książka Wróblewskiej "Fashion people colours". Trzeba przyznać, że polskie ulice pod względem ubioru nie odbiegają tak bardzo od innych miast na świecie.


A tutaj coś z ulic Brukseli: