Sunday, September 23, 2012

walk

Zrobiliśmy jakieś 8 kilometrów - pierwszy dłuższy spacer po Brukseli. Standardowo zaczęliśmy od Cathédrale des saints Michel et Gudule i Galeries Royales de Saint-Hubert (dziewiętnastowieczna galeria handlowa). Potem Grande Place, gdzie powoli kończył się targ kwiatowy, a trwał przemarsz dokładnie nie wiem czego, który przechodził również obok Manneken-Pis (czyli sławnego siusiającego chłopca). 
Odwiedziliśmy też reklamowaną w przewodnikach piwiarnię Moeder Lambic przy Place Fontainas, którą śmiało możemy polecać. Nie jestem piwoszem, ale zamówiony na chybił-trafił valeir blond było celnym strzałem. Piotr zamówił lambic cantillon, które jest NAPRAWDĘ kwaśne i, jak dla mnie, nie do częstego picia. No i poszliśmy piechotką na osławione frytki do Maison Antoine, które są po prostu pyszne. Mijaliśmy budynek Parlamentu Europejskiego, gdzie w pobliżu jest uroczy Park Leopolda. A po frytkach, też piechotą, do hotelu. Przy okazji zachwycając się kamienicami, w których jednak nie będziemy mieszkać (no cóż, nie można mieć wszystkiego). Konkluzja jest taka, że Bruksela to miasto "do życia". Choć nie ukrywam, że bardzo tęsknie za Warszawą (która, tak, jest czystsza ;))..



























No comments:

Post a Comment